ZNANI LUBIANI ║ 89. rocznica urodzin Joanny Rawik

 

 Joanna Rawik. Przyszła na świat 31 stycznia 1934 roku w Czerniowcach w Rumunii. Jej rodzice zbliżali się do czterdziestki – matka była pochodzenia rumuńsko-czesko-austriackiego, ojciec był Polakiem. Atmosfera domu rodzinnego pozostawiła w Rawik trwały ślad – jej rodzice byli otwarci, nowocześni, co na lata da jej siłę.

Choroba na kilka lat zatrzymała ją w domu. Joanna nie chodziła do szkoły – kształciła ją guwernantka. Jako siedmiolatka rozpoczęła grę na skrzypcach w konserwatorium.

Decyzję o wyjeździe do Polski podjął ojciec artystki. W powojennej Rumunii panowały głód i niewyobrażalna nędza. Wyjazd miał być rozwiązaniem chwilowym. Okazał się nieodwracalnym.

Przyjechałam z zupełnie innego kraju, gdzie było ciepło, zielono, rosły brzoskwinie i papryka. Rzucono mnie do rzeczywistości całkowicie niezrozumiałej dla mnie mentalnie i duchowo, do zrujnowanego Wrocławia. Długo musiałam się adaptować, z prymuski stałam się uczennicą zbierającą dwóje za nieznajomość polskiego.

W Krakowie, królewskim mieście, zyskała niemały rozgłos. W oczy mogło rzucać się jej czerwone, włochate futro i inne kreacje, na które mąż nigdy artystce nie skapił. Ale z biegiem lat ich małżeństwo się rozpadło – Gronkowski nie podzielał ambicji artystycznych żony, uważał, że jej podróże do Warszawy, walka o to, żeby śpiewać, koncertować, rozwijać się – wszystko to na nic.

Zachowuję swój styl, preferując czerń i biel na zmianę. Strój sceniczny jest dla mnie kostiumem teatralnym , które opakowuje moje ja i muszę się w nim czuć jak we własnej skórze. Nie mam doradców,sama najlepiej wiem, jak się czuję w danej kreacji.

Na próbach założonego przez Jana Pietrzaka kabaretu „Pod Egidą” poznaje aktora, Ignacego Gogolewskiego. Spotkanie z nim – choć pompatycznie to brzmi – to objawienie, epifania, odkrycie nieznanych pokładów własnej natury, znalezienie siebie na nowo. Po latach Joanna Rawik powie jednak: 

Ignacy był pierwszym mężczyzną, który mnie odkrył i uświadomił moją duchową głębię. Był trudny i wspaniały. Doprowadził mnie do depresji i targnęłam się na życie. Był to dla mnie związek toksyczny.

[…] dziś po prostu robi to, co lubi – pisze, nadal śpiewa..

Niedawno odkryłam kolejną prawdę życia: jedynie silne osobowości zachowują pierwotną niewinność, co pozwala pozostać sobą. Stanisław Jerzy Lec nazwał to po swojemu: Żeby być sobą, trzeba być kimś. Co znaczy prawie to samo.

---------------------------------------------

źródło: Piosenkarki PRL-u/ Emilia Padoł, Prószyński i S-ka 2016

 

Komentarze


Archiwum postów

Pokaż więcej
Copyright © Szesnastka